poniedziałek, 15 lipca 2013

5

Harry
-nie zostawie Cie samej-powiedzialem -obiecuje
Nie wyszedlem, wrocilem na jej lozko. Sciagnalem z siebie spodnie i koszulke i polozylem sie obok dziewczyny. Nie moglem uwierzyc w to jak byla delikatna, jeszcze pare godzin wczesniej zwyzywala mnie przy wszystkich. Znalem ja 2 dni ale juz zdazyla pokazac mi swoj charakterek.Byla piekna kobieta ,to niestety musze przyznac.Okreslenie kobieta  zpazurem pasuje do niej idealnie. Gdy tak rozmyslalem postanowielm ze zadzwonie do jej szefowej , Alice i powiem ze Rose jutro nie przyjdzie do pracy. Wyszedlem po cichu z lozka. Rose spala , oczy miala cale zaplakane a gorna warga spuchla jej jeszcze bardziej. Gdybym mogl spotkac te bestie to zabilbym ich bez wahania. Nienawidze przemocy wobec kobiet. A wiec wyszedlem z sypialni i poszedlem do kuchni Rose. Zadzwonilem powiedzialem kim jestem i co sie stalo. Alice sie przejela,powiedziala ze Rose moze wziac tydzien wolnego i prosila bym sie nia zaopiekowal,powiedziala ze to pracowita dziewczyna i ze musi byc dla niej surowa w pracy bo tego wymaga jej stanowisko, ale w rzeczywistosci bardzo ja lubi i martwi sie tym co sie stalo. Po rozlaczeniu sie wrocilem na gore. Rose nie bylo w lozku. Zapalilem swiatlo, siedziala w kacie sypialni z glowa schowana w rekach ktore byly oparte na podkulonych kolanach. Trzesla sie. Bylo mi tak cholernie jej zal.
-ejjjj malutka, co sie stalo -wyszeplatalem kucajac przy niej
R- obiecales ze mnie nie zostawisz-powiedziala
-i jestem,wyszedlem tylko do kuchni porozmawiac z Alice
R-slucham ? -szepnela cichutko
-masz tydzien  wolnego, Alice bardzo  sie martwi o Ciebie
R-naprawde ? -wyszeptala, no nie wierzylem ze to ta sama Rose
-tak, powiedziala ze mam Cie pilnowac
R-zabierz mnie stad-powiedziala a ja zrobilem ogromne oczy-idz sie spakowac do domu i wyjedzmy-powiedziala.Chyba nie slyszala sama siebie. Fakt podalem jej proszki na sen wiec mogla byc oszolomiona ale zeby az tak ?
-ale gdzie Rose?- zapytalem
R-mam domek po dziadkach,jakies 3 godzin na poludnie od Nowego Yorku -powiedziala
-ale gdzie?
R-nie znam miejscowosci, znam trase-wyszeptala
-mam lepszy pomysl-powiedzialem i zaczalem pakowac jej walizke.



                                              ***
Obudzialam sie, bolala mnie warga. Kurwa, przez chwile myslalam ze to byl zly sen ale sie mylilam, to stalo sie naprawde a w dodatku moj najwiekszy wrog mnie uratowal.Chyba nigdy mu sie za to nie odplace. Nie pamietam nic od momentu gdy Harry opuscil moja sypialnie. Otworzylam oczy , nie znalam tego miejsca. Gdzie ja kurwa jestem ? Po policzkach zaczely mi splywac lzy. Przykrlam sie koldra i trzeslam jak galareta. Poczulam dotyk na koldrze i za chwile bylam odkryta.
H-Rose co sie dzieje,nie boj sie to ja Harry-powiedzial, co u licha?
-gdzie ja jestem ? -zapytalam
H-w Londynie, a dokladnie pod Londynem, w domku nad jeziorem.
-dlaczego do cholery-szybko usiadlam
H-chcialas tego, mowilas o jakims domku nad jeziorem ale nie wiedzialem gdzie to jest wiec wadlem na ten pomysl
-jak Ty przemyciles mnie przez granice ? I czym ?
H-naszym samolotem i to calkiem legalnie,nasz menager zajal sie wszystkim tak ze nie musielismy Cie budzic
-Harry, dziekuje-spuscilam glowe.To jakis absurd, my sie nie lubimy
H-ale za co ? -powiedzial
-nie lubimy sie a Ty mi pomogles-powiedzialam
H-hej hej hej, robilem to bez wzgledu na to czy cie lubie czy nie i to bezinteresownie-powiedzial. A wtedy zobaczylam w jego policzkach urocze doleczki. Mowil to szczerze. Przejechal swoim kciukiem po mojej gornej wardze,ktora byla rozcieta.
H-zabije ich gdy stana mi kiedys na drodze
-nie warto, wazne ze zdazyles na czas-powiedzialam a on spojrzal mi gleboko w oczy. Trwalismy tak chwile w milczeniu. Harry nagle poderwal sie i wstal, jakby sie czegos obawial.
H-to co , cos do jedzienia?-powiedzial zacierajac rece-chodz-wyciagnal do mnie reke.Poszlam z nim do kuchni. Zrobil nalesniki z zurawina ,bylo calkiem smaczne. Nie rozmawialismy, siedzielismy w kuchni milczac.
-czy ktorys z chlopakow...-nie zdazylam dokonczyc
H-nie, nikt nie wie-powiedzial
-to dobrze-wyszeptalam po cichu-jaki mamy dzis dzien ?
H-22 październik, powiedzial godzina 15-Zmiana strefy czasowaj, nie moglam do konca okresic ktora byla w NY,po krotkiej zawieszce obliczylam ze tam byl ranek.
-aha-spuscilam glowe bo wlasciwie nie wiedzialam o czym rozmawiac z Harrym.Znowu siedzielismy w milczeniu. Zadne z nas nie odzywalo sie do drugiego.Za oknem byla szaruga i ulewa,straszna pogoda.
-czyj to domek?-zapytalam
H-moj i mojej mamy-powiedzial
-malutki-usmiechnelam sie
H-ma kuchnie, lazienke, salon i dwa pokoje u gory-wlasnie o to chodzilo , by dowiedziec sie czy bede musiala z nim spac.
-rozumiem, a Ty gdzie spisz?-zapytalam juz normalnym tonem, czulam sie lepiej
H-z Toba-poruszal brwiami i sie zasmial,wrocil stary styles, dupek!-w drugim pokoju nie ma lozka.Przewrocilam oczami. -chodz pokaze Ci cos-powiedzial i wyszlismy z domu. Fajnie, droga, zwykla droga i stara szopa. Weszlismy do niej, dal mi kalosze w serduszka, podobno jego siostry i plaszcz przeciwdeszczowy , rozowy, podobno jego mamy.
Sam tez zalozyl kalosze i plaszcz i szlismy za domek.Weszlismy na zarosniety pomost, gdybym osobiscie nim nie szla powiedzialabym ze tam nie ma pomostu. Doszlismy na koniec krzakow zakrywajacych pomost i oszalalam. Bylismy nad jeziorem, w dole jakiejs bajkowej doliny. Z racji ze byla jesien wszystko bylo tak cholernie kolorowe. Krople deszczu uderzaly o tafle wody  jedna za druga.Co za magiczne miejsce. Podobalo mi sie.
H-i jak podoba Ci sie moja kryjowka ?-zapytal
-kryjowka? jest piekna-powiedzialam
H-przychodzilismy tu z Gemma za dzieciaka,to bylo nasze miejsce jak bylo nam zle i chcielismy sie wyplakac, albo poprostu siedziec i myslec.Nikt poza ,teraz nasz trojka o tym miejscu nie wie-powiedzial, jak nie wie ?Powierzyl mi taka tajemnice^^ale dlaczego akurat mi ?Swojemu wrogowi. Usiadlam na mokrym pomoscie i wpatrywalam sie jak woda powoli staje sie spokojna, deszcz juz prawie nie padal. Pomyslalam o tym ze po deszczu zawsze wychodzi slonce. Myslalam o tym co sie stalo i ze Bóg akurat Stylesa wybral na mojego bohatera. Dlaczego ? Dlaczego akurat jego ? Czemu to on uchronil mnie przed zlem ktore czychalo na mnie w tym parku. Czy to cos oznacza ?Czy Bóg chcial mi cos przez to przekazac ? Moze to ze nie warto z nim walczyc ? Moze mamy sie pojednac i starac sie byc przyjaciolmi ? Jak mialam rozumiec wszystko co akurat dzialo sie w moim zyciu ? Siedzialam zamyslona i wpatrywalam sie w ten piekny krajobraz. Nagle, doslownie w mgnieniu oka wyszlo slonce, a ciemne chmury zaczely rozchodzic sie na boki. Gdzies za tymi wzgorzami musialo jeszcze padac bo powstala piekna, wyrazna tecza. To niesamowite co zauwazylam. Czulam sie tak jakby ktos tam u góry sluchal moich mysli, jakby chcial przekazac mi przez ta nagla zmiane pogody to co mialam zrobic. Poczulam sie dobrze,lepiej niz dotychczas. Na mojej twarzy zagoscil usmiech. Sciagnelam kaptur od plaszcza i odwrocilam sie za siebie. Harrego nie bylo zostawil mnie.Zostawil mnie bym mogla w ciszy przemyslec wszystkie swoje sprawy. Tak jak on robil to na tym pomoscie,wpatrujac sie w talfe nieskazitelnie czystej wody badz w krajobrazy ktore mozna bylo porownac do cudu. Wiedzialam ze Bóg nie przez przypadek postawil tych chlopcow na mojej drodze.Oni mieli cos wniesc do mojego zycia, ale nie wedzialam co to bedzie.Moglam jedynie czekac na to co Bóg mial w planach. Wstalam z pomostu i podazalam przez zarosniete krzaki do domku Harrego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz